Rozdział 3
Tydzień później...
Pierwszy raz zostałam skatowana przez ojca. Karinie udało się uciec, niestety mnie takie szczęście nie spotkało. A było to tak... Dziś rano gdy byłam w łazience spadł mi kubeczek do szczoteczek do zębów z wielkim hukiem. Tata był bardzo wkurzony (było widać do po jego minie kiedy wszedł do pomieszczenia, w którym byłam ja i Karina). Jej udało się uciec, ale mi nie. Patrzył mi ze złością w oczy, co również odwzajemniałam, ale bez złości. Minęło kilka sekund, a ja leżałam na podłodze. Dostałam z liścia z całej siły w twarz, nie wyobrażacie sobie jaki to ból - 100 igieł wbija Ci się do twarzy, tak właśnie ja czułam. Myślałam, że już umieram... Leżałam ciągle na ziemi w stanie nieważkości. Ni ruszyć, ni coś powiedzieć - po prostu moje mięśnie jakoby umarły! Myślałam, że zostanę kaleką. Tata coś tam mówił, że mam wyjść, krzyczał, ale ja nic nie mogłam zrobić. Wziął mnie za koszulkę i podciągnął do góry. Wtedy oberwałam kilka razy w ramiona, a następnie wyrzucił mnie za drzwi, a to spowodowało, że spadłam prosto na ziemię i złamałam nos. Mama wzięła mnie na ręce i położyła do łóżka. Po 3 godzinach się obudziłam i teraz właśnie opowiadam. Czuję się źle, ledwo poruszam długopisem, ale po prostu muszę to napisać. Koło łóżka leżało akurat lusterko. Spojrzałam w nie, a moim oczom ukazała się.... fioletowo-czerwona twarz, podpuchnięte oczy i kilka głębokich ran. Ramiona były całe w siniakach. Marzyłam tylko o śmierci. Karol i Karina są w szkole, na szczęście mam całe łóżko dla siebie. Nie wiem co pisać dalej... coś mi się zdaję, że zaraz umrę. Przed chwilą przyszła mama i przyniosła mi kanapki ze smalcem i herbatę, ale ja tego nie przełknę! Mimo, że jestem głodna. Tata chyba w pracy. Boję się tu mieszkać. Dlaczego babcia umarła? Miałabym normalne życie, pełne barw, pełne wygód. A teraz? Żyję w presji, jedzenie jest nie do zniesienia, ciągły stres, nie masz kieszonkowych, nie masz warunków do nauki, nie masz nic nowego. Kolejny raz wzięłam do mej trzęsącej się dłoni lusterko, które powinno pęknąć widząc moją okropną, pobitą twarz. W nią dostałam tylko raz, a wygląda... brak słów! Karol mówił, że to kwestia przyzwyczajenia. Na początku też tak dostawał, ale teraz uważa to za normalne. Przecież kiedyś to był mądry, pracowity, wykształcony człowiek (u nas w rodzinie tylko on jest po studiach). Marnuje się przez ten głupi alkohol?! Dlaczego on nie może z tego zrezygnować? Przecież to 1. Marnowanie pieniędzy, 2. Niezdrowe, 3. Muszą cierpieć na tym dzieci i matka. Najgorzej będzie gdy nastanie wieczór i trzeba będzie iść spać. Ooo! Wrócił tata. Był strasznie pijany. Moja rodzicielka zaczęła coś tam do niego mówić, krzyczała, ale on coraz bardziej się denerwował. W końcu wziął denka do krojenia chleba i z całej siły uderzył ją w głowę, ta upadła i leżała nieprzytomna. Dopiero po 10 minutach doszło do niego co się stało. Pochylił i zaczął robić sztuczne oddychanie. Mama odzyskała przytomność i przytulili się do siebie. Ja jej nie rozumiem?! On robi takie rzeczy, a ona... nic! Po prostu zero szacunku dla samej siebie. Nie jestem w stanie dalej pisać.
_
Miałam nieco więcej weny. Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale brak czasu... wiecie jak to jest. Myślę, że będziecie komentować, bo tu już zaczyna się patologia.